Tylko tak można skwitować to co przez lata robił pan Lance Armstrong. tu pasuje powiedzenie, że; "Najciemniej jest pod latarnią", lub "Kto dużo mówi o honorze i zasadach, to uważaj na swój portfel". Kolarz przez długie lata tak bardzo nas wszystkich przekonywał, że doping jest "be" i tak bardzo walczył o chorych na raka, że nikt nie warzył się nawet pomyśleć, że Armstrong coś bierze. No i przecież miał raka i jeździ z jednym jądrem, nikt po takich przeżyciach nie będzie się bawił w anabole i okłamywał cały świat.
A jednak! Po raz enty. Tak samo jak Ben Johnson czy Marion Jones, Lance swoje nieprzeciętne wyniki uzyskiwał dzięki dopingowi. Jak tak można? Oszukiwać miliony, często bardzo młodych ludzi, mówić o uczciwości o walce z chorobą, a na zapleczu wstrzykiwać różne świństwa. Początkowo też nie wierzyłem, myślałem, że to pomówienia zazdrosnych "kolegów", ale tych dowodów była aż tak dużo, a ludzi wiedzących co się dzieje tyle samo. Co będzie z uznawanym jeszcze niedawno najlepszych kolarzem wszech czasów, laureatem nagród i wyróżnień Fair Play? Marion Jones przynajmniej się przyznała, a Lance widać nie ma odwagi...w sumie kto by ją miał po czymś takim. Po tej aferze już nic nigdy nie będzie takie same, skończył się mit o krystalicznie czystych sportowcach, kibice już nikomu więcej nie zaufają tak jak Armstrongowi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz